Chiński handlarz miał twarz barwy cytryny, najsłodszy na świecie uśmiech i przyczajoną w czarnych jak noc oczach żądzę zysku. Zapytałem o cenę. Chytrze rozejrzał się wokół, musnął szafranową dłonią rzadkie kłaczki brody i wymienił sumę, za którą w Polsce można przeżyć dostatnio pół roku.